śmieciowa demokracja

Statystyczny student, poza tym, że istnieje tylko na papierze, ma jeszcze jedną właściwość…Produkuje śmieci

Produkuje je w dość zaskakujących ilościach (szczególnie w porównaniu do statystycznej ilości jedzenia jakie spożywa). Co więcej, z reguły wynosi ich znacznie mniej niż wytwarza. Niektórzy sądzą, że brakujące atomy zwyczajnie wbudowują się w strukturę zamieszkiwanego pomieszczenia (teoria ta jest mocno wsparta faktem systematycznej redukcji ilości wolnej przestrzeni w pokoju studenckim).

Teoria integracji nie piętnuje jednak zjawiska kolekcjonowania rzeczy mniej potrzebnych w szufladach (zwanego chomikowaniem) ani kolekcjonowania rzeczy zupełnie niepotrzebnych na podłodze (znanego także jako robienie burdelu [tą część wpisu uznano komisyjnie za niestosowną oraz ocenzurowano]).

Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy są niewątpliwe korzyści płynące z owych zjawisk:

  1. korzyści materialne
    nierzadko zdarza się, że w stercie tak zwanych śmieci znajdowana jest rzecz, która niewątpliwie jest jeszcze potrzebna (lub chociaż przynależy do rzeczy „chomikowalnych”)
  2. korzyści społeczne
    podczas planowania sposobu pozbycia się góry odpadków zawiązują się nowe alianse, czasem jednak dość nietrwałe i znikające w kontenerze wraz z przyczyną ich zawiązania
  3. korzyści dla świata nauki
    zawartość worka (małych stosów na dywanie, zapieczonych ziemniaków na dnie garnka, który przywarł do linoleum w kuchni etc.) jest bardzo często przedmiotem intensywnych badań chemicznych, biologicznych a w bardziej zaawansowanych stadiach nawet socjologicznych*

W późnych stadiach rozwoju pojawia się jednak problem:

Próby wyniesienia śmieci kończą się demonstracjami społeczności worka 😛

______________________________________________

*w tym miejscu należy zwrócić uwagę na demokratyczny ustrój wnętrza worka, całkowicie wolny od segregacji rasowej…Workowa społeczność rzadko dzieli się na kasty, a aluminiowa puszka po napoju wszelkim i butelka PET mogą bez ograniczeń zamieszkiwać w worku na odpady komunalne

kuskus w tubce

Pomija panszpik notorycznie zakup pasty do zębów (mimo, że coraz mocniej ściskana tubka krzykiem prosi już o litość), zakup proszku do prania odsuwa się każdego dnia dalej (a sterta ubrań z łazienki zdaje się być coraz bliżej)…Poznaje w końcu smak spaghetti bez makaronu do spaghetti (canelloni, świderki i muszelki też ujdą…ale kuskus?).

Zazdrości panszpik czasem umiejętności ogranizacyjnych pewnej babci, którą spotkał w pociągu…

Babci wręcz perfekcyjnie przygotowanej do podróży. Wyposażonej w garść słoiczków o różnej zawartości spożywanych w drodze oraz tajemniczą ściereczkę, pełniącą kolejno rolę:

  • serwetki kładzionej na bose stopy w czasie spiekoty
  • chusteczki do wycierania twarzy
  • ściereczki do wycierania śliwek
  • talerzyka na pestki (wyłączając te, które trafiły we współpasażerów w czasie drylowania owoców)
  • chusteczki do wycierania twarzy
  • zawiniątka na klucze sprytnie chowanego  w biustonosz

Nic nie było w stanie pani zaskoczyć…Nawet mucha, która zainteresowała się zawartością słoiczka numer siedem, została błyskawicznie spacyfikowana przy pomocy łyżki (wytartej następnie w ściereczkę).

„Chyba jednak wolę takie codzienne niespodzianki” pomyślał panszpik przygotowując się na kolejne zmagania z tubką pasty (kuskus niemiłosiernie włazi między zęby) 😛

składnik dodatkowy…

…Do „upieczenia” nowego wpisu (po długiej przerwie zresztą) skłoniła mnie etykieta „chleba” z jednego z hipermarketów (ze względów politycznych wymienienie nazwy sieci w tym miejscu jest po prostu nierealne). Całość tworzy 11 składników oraz śladowe ilości: „jaj, soi, mleka, arachidów, sezamu i łubinu”. Wszystko zaś po to, by arcydzieło myśli technicznej wyglądało jak normalny chleb ważąc przy tym zaledwie 370g. Dodatkową funkcją jest samoistne przekształcenie chlebka w młotek w 12 godzin po upieczeniu (niektóre modele przekształcają się w kostkę brukową, nieliczne otrzepują się z mąki i wychodzą z kuchni rzucając przekleństwami).

Do chleba proponuję smaczny produkt mleczarski z kategorii „leżało obok jogurtu”. Słaby kolor? Koszenila…Za rzadkie? Żelatyna, guma guar, pektyny, skrobia ziemniaczana, mączka chleba świętojańskiego…Niby to wszystko naturalne składniki (mielone czerwone robaczki, wyciągi z buraka i wodorostów) ale, z tego co pamiętam, nie występują w NATURALNYM jogurcie czy serku…

Na deser proponuję wyrób czekoladopodobny i pryskane hormonami , „dużo-szybciej-czerwone” jabłuszko…

Jeśli zjedliście coś z powyższej listy i po lekturze nie jesteście zadowoleni, polecam całkowicie naturalny ol  e   j  r    y     c      y       n        o         w          y                  😛

zaparcie intelektualne…

…każdemu zdarza się chyba taki czas, że pisać próbuje, ale nic z tego nie wychodzi…Sytuacja ta łudząco przypomina zator na drodze, obstrukcję parlamentarną i…inne zatory

W ostatnim przypadku (choć wydaje się to cechą wspólną wszystkich opisywanych zdarzeń) twarz napiera pięknych barw, rośnie tonus mięśni, oczy wychodzą z orbit, a najlepszym przyjacielem na długie chwile bezczynności staje się komórka, tudzież inny technologiczny gadżet. Jak się okazuje, gadżet nie do końca bezpieczny – przez piękne czarne oko ukryte w białej obudowie MacBooka w każdej chwili może podglądać nas Wielki Brat.

Darowanemu przez szkołę laptopowi lepiej nie zaglądać w zęby (najlepiej zaś zamknąć paszczę).

Książkę panszpik także odradza – z racji materiału, z jakiego została wykonana, może być łatwo pomylona z celulozą sprzedawaną w rolkach.

Pozostaje walka!

…z zatorem na ulicy najłatwiej rozprawić się przy pomocy solidnego pługa, który sprawnie usunie zarówno zaspy jak i zbyt wolnych kierowców…
…bierny opór sejmowy usuwamy sprawnie czynną strażą marszałkowską, pamiętając o szybkim odebraniu megafonów…
…z innymi zatorami walczy się relatywnie łatwo, rzec można nawet, że walka „przebiega płynnie„…

Pozostaje jedynie zaparcie intelektualne, a lekarstwa, które pędzi w mózgu niestety jeszcze nie wynaleziono 😛

panszpik listonoszem…

…powszechnie wiadomo, że raz na kilka przypadków, list dociera do nas z opóźnieniem. Oczywiście jest to skutek lokalnych zaburzeń czasoprzestrzeni (najczęściej już wewnątrz naszej skrzynki na listy) a nie, jak uważają niektórzy, omylności firmy pocztowej. Czasem jednak list znajdujemy nie tyle „kiedy” a „gdzie indziej” …

Tam (lub nawet tu) zawędrował dziś list do pani z ulicy…dajmy na to Husarskiej 23a/5. Problem w tym, że pan szpik mieszka nie przy Husarskiej 32a/5, a przy…powiedzmy Mechaników 23a/5 😉

Korzystając z nadarzającej się okazji, panszpik postanowił dostarczyć kopertę, osobiście (jak się okazało, dwa kilometry przestrzeni dzielące obydwa adresy to betka dla zawirowań czasoprzestrzeni) . Pani adresat przywitała pana szpika ze zdziwieniem, które w czasie wyjaśnień przeobraziło się kolejno w:

większe zdziwienie–>ZDZIWIENIE PISANE KAPITALIKAMI–>ZDZIWIENIE PISANE KAPITALIKAMI Z POGRUBIENIEM–>osłupienie–>odsłupienie(?)–>uśmiech—>większy uśmiech–>”Dziękuję bardzo!”–>uwagi na temat dostawców usług pocztowych (biedaczka nie wie nic o zaburzeniach)—>szczery śmiech pani adresat i zgromadzonych w międzyczasie domowników.

…kto by pomyślał, że tyle radości może komuś dać rachunek za telefon komórkowy 😛

poprawni pesymiści…

…”zimo wy******laj!” krzyczeli niezadowoleni użytkownicy fejsbuka, naszej-kasy, blipa i innych portali wszelkiego pocieszenia…pytanie brzmi: co się stanie gdy im się wreszcie uda i lodową panienkę odeślą na biegun?

Nigdy nie wiadomo co nas może zaskoczyć…atak wiosny, komarów, upału, niezbyt złota polska jesień, apiat atak zimy. (panszpik też uważa, że następowanie wiosny zaraz po zimie jest niedopuszczalne, a pory roku winno się zastąpić chociażby selerami…[winno też byłoby całkiem  w porządku – przyp. red. green.]*)

Oczywiście nie tylko siły natury nam się naprzykrzają…Są jeszcze wredni ludzie i nieprzewidywalne zdobycze techniki, które płatają figle w najmniej spoddzieelhog jehwfvekkahmetnach.

Całe szczęście w tym potoku niemiłych dla oka, ucha (a czasem i pośladków) zdarzeń jedno nigdy nas nie zawiedzie…na każdą porę znajdziemy powód do założenia grupy wsparcia/zbiorowej nienawiści/gremialnego narzekania (niepotrzebne skreślić, obowiązkowo z wyrażeniem dezaprobaty).

…tylko na pesymizm zawsze można liczyć…tylko on napawa mnie optymizmem 😛

————————————————————————————————–

*ze względu na propagowanie spożywania alkoholu „red.” został zwolniony

zasypani…

…zawiodą się oczekujący ode mnie milczenia w ogranym temacie wszechogarniającej bieli…

…nawet jeśli nie specjalnie mam ochotę komentować wodę w stanie stałym, to chociaż spróbuję [ŚNIEG!] uszczknąć trochę tortu czytelników szukających czegoś na ten temat 😉

Skoro każdy coś zyskał dzięki atakowi zimy, dlaczego ja nie miałbym dostać swojego kawałka?

…drogowcy i prezenterzy pogody czują się potrzebni, prasa ma o czym pisać [ŚNIEG!], pasażerowie PKP i wszyscy inni zasypani mają większą niż kiedykolwiek szansę na zaistnienie w mediach. Sprzedawcy łopat i soli wpadają wręcz w nastrój euforyczny. Nawet malkontenci są [ŚNIEG!] (oczywiście na swój smutny sposób) zadowoleni – nie muszą zbyt długo szukać powodu do narzekania…

…blogerzy „zyskali” mało wdzięczny temat płatków śniegu[ŚNIEG!][ŚNIEG!][ŚNIEG!]…miriad jednakowych cząstek krążących w powietrzu, tnących twarz przy nagłych podmuchach wiatru, szczelnie zakrywających drogi i chodniki, wreszcie tych najbardziej wrednych – osiadających na ubraniu i złośliwie topniejących [ŚNIEG!] po wejściu do mieszkania…

Najgorszy jednak jednak [ŚNIEG!] w mojej głowie…zasypał [ŚNIEG!][ŚNIEG!] dosłow[ŚNIEG!]nie wszystko..[ŚNIEG!][ŚNIEG!].łącznie z [ŚNIEG!]p[ŚNIEG!]o[ŚNIEG!]i[ŚNIEG!]n[ŚNIEG!]t[ŚNIEG!]ą[ŚNIEG!][ŚNIEG!][ŚNIEG!][ŚNIEG!]

pan szpik krytykiem…

…pan szpik poszedł do miasta dograć pewien tajemniczy wernisaż, który odbędzie się jutro…Ale było zimno i późno już na kucharzenie po powrocie, poszedł więc pan sz. do jadłodajni ******** (nazwa i smak znane redakcji). Restauracyjka nowa, jeszcze mało znana, choć konotacje z pewnym znanym toruńskim rewolucjonistą pozwalają przypuszczać, że z promocją lokalu nie będzie problemu. Tym bardziej, że jedzonko smaczne…

(tu najlepiej pasowałoby „Anyway”) pan szpik zjadł ze smakiem, a że pisuje czasem incognito (i wyłącznie dla podzielenia się wiedzą) dla portalu z recenzjami restauracji, rzucił od niechcenia:

– Spróbowałem już kilku dań, mogę już napisać recenzję…

Pan Kelner wycofał się do kuchni z niezbyt dokładnie skrywanym pośpiechem*.

Po chwili dołączył do pana szpika Pan Szef. Uprzejmie się przywitał, zapytał jak smakowało, wyjaśnił kiedy ulegnie poszerzeniu menu lokalu po czym pożegnał kwieciście…Kiedy pan szpik wychodził z lokalu, płatki białych róż jeszcze osypywały się z jego ramion…

…a gdyby tak wydrukować sobie koszulkę z logo owego portalu i delikatnie odsłaniać ją przy każdej wizycie w dowolnej restauracji? – pomyślał pan szpik…

ale jak zadbać o idealny wydruk na koszulce?

Wiem! Udawać recenzenta drukarni! – pomyślał pan szpik i zarezerwował domenę jakonidrukują.pl 😛

________________________________________________________________________________________

* niezbyt dokładnie skrywany pośpiech oznacza tu delikatne zakrzywienie czasoprzestzreni wokół butów połączone ze swądem palonej gumy

resztki karpia…

…po świętach niejednemu jeszcze odbija się ten charakterystyczne smak króla naszych stołów. Choć sama ryba z takiego wyróżnienia niezbyt się cieszy. Bywają i tacy, którzy, doprawiwszy Wigilię nieco mocniejszą oranżadą, „odbicie” doprowadzili do końca…ale wtedy niezależnie od zjedzonych potraw wyrzucali z siebie kutię. Nie pomogły nawet doniesienia o ~300.00 Rosjan, którzy w styczniu mają zamarznąć z przepicia…Może dlatego, że przed pierwszą gwiazdką można już było wdepnąć w pierwszą wiosenną psią kupę?

Ważne, że po raz kolejny udało się przez dwa (a czasem i trzy) dni odczuwać ten miły ból w trzewiach, który jest w rzeczywistości manifestacją uszkodzeń ścian żołądka spowodowanych jego rozdęciem. Druga ważna rzecz to dostarczenie nam tematów do dyskusji na kilka następnych dni….bo przecież w prawie każdym domu cioci Kazi utknęła w gardle „zemsta Cyprinus carpio” a wuj Karol dostał po raz kolejny parę skarpetek i pasek, którym nie dopnie się bez dodatkowej dziurki.

Historie te jednak zdezaktualizują się za rok, a już za parę dni przestaną być opowiadane…

Od soboty głównym tematem rozmów będą opowieści o wiele ciekawsze i bardziej zasakujące…bo  odtwarzane zespołowo 😛

jedzie kolej…

…a może odwrotnie?

Zaczęło się w niedzielę rano. Obudziłem się dość późno i długo wpatrywałem się w spaghetti na moich oczach. W końcu podniosłem powieki aby ujrzeć jasne światło…Na pociąg zdążyłem w ostatniej chwili okupując to brakiem śniadania i piętnastoma złotówkami dla taksówkarza.

W pociągu upolowałem (dosłownie) jedno z ostatnich miejsc w przedziale klasy „muzeum transportu”. Przez kilkadziesiąt kilometrów podróży pasażerowie wymieniali się indagującymi spojrzeniami i nieskrywanymi pociagnięciami nosem…ŚMIERDZIAŁO

Następnie każdy wstawał zaczerpnąc świerzego powietrza na korytarzu. Wtajemniczony zauważy, że dzięki takim wyjściom pasażer automatycznie wykluczał się z kręgu podejrzanych (po pierwsze: manifestowalismy tym krokiem swoje obrzydzenie; po wtóre: „to nie ten – wyszedł a smrodek został”). Wskutek manewrów spojrzenia ustały…Zapach był nieodłączną właściwością materii, z której  przedział stworzono (w czasach jego powstania nie było jeszcze „budowania”, gdyż nie istnieli jeszcze ludzie).

Doszliśmy do wniosku, że zapaszek został sprytnie ukryty w siedzeniu i każdy ruch wzmaga jego uwalnianie. Źródłem substancji zapachowej mógł być zbiornik będący integralną częścią jakiegoś jegomościa lubiącego alkohol. Zbiornik ten lekarze nazywają vesica urinaria.

Droga powrotna była pozbawiona zapachu….była nawet pozbawiona koleiPo zmianach w rozkładzie dwa pociągi powrotne zamieniły się w jeden, jadący z innego peronu i o wcześniejszej godzinie. Wiedziała o tym pani w informacji, jednak pani w kasie już niekoniecznie.

Opisałbym wszystko w kolejnym wpisie, ale właśnie z powodu jego nazwy tego nie zrobię 😛