jedzie kolej…

…a może odwrotnie?

Zaczęło się w niedzielę rano. Obudziłem się dość późno i długo wpatrywałem się w spaghetti na moich oczach. W końcu podniosłem powieki aby ujrzeć jasne światło…Na pociąg zdążyłem w ostatniej chwili okupując to brakiem śniadania i piętnastoma złotówkami dla taksówkarza.

W pociągu upolowałem (dosłownie) jedno z ostatnich miejsc w przedziale klasy „muzeum transportu”. Przez kilkadziesiąt kilometrów podróży pasażerowie wymieniali się indagującymi spojrzeniami i nieskrywanymi pociagnięciami nosem…ŚMIERDZIAŁO

Następnie każdy wstawał zaczerpnąc świerzego powietrza na korytarzu. Wtajemniczony zauważy, że dzięki takim wyjściom pasażer automatycznie wykluczał się z kręgu podejrzanych (po pierwsze: manifestowalismy tym krokiem swoje obrzydzenie; po wtóre: „to nie ten – wyszedł a smrodek został”). Wskutek manewrów spojrzenia ustały…Zapach był nieodłączną właściwością materii, z której  przedział stworzono (w czasach jego powstania nie było jeszcze „budowania”, gdyż nie istnieli jeszcze ludzie).

Doszliśmy do wniosku, że zapaszek został sprytnie ukryty w siedzeniu i każdy ruch wzmaga jego uwalnianie. Źródłem substancji zapachowej mógł być zbiornik będący integralną częścią jakiegoś jegomościa lubiącego alkohol. Zbiornik ten lekarze nazywają vesica urinaria.

Droga powrotna była pozbawiona zapachu….była nawet pozbawiona koleiPo zmianach w rozkładzie dwa pociągi powrotne zamieniły się w jeden, jadący z innego peronu i o wcześniejszej godzinie. Wiedziała o tym pani w informacji, jednak pani w kasie już niekoniecznie.

Opisałbym wszystko w kolejnym wpisie, ale właśnie z powodu jego nazwy tego nie zrobię 😛